Jak większość terapeutów - a właściwie wiekszość ludzi w naszej kulturze - byłem przyuczony do obchodzenia z daleka ukrytej kruchości mężczyzny. Uczono mnie także, iż depresja jest głównie kobiecą chorobą, że odsetek kobiet cierpiących na nią jest dwa do czterech razy wyższy niż mężczyzn. Kiedy rozpoczynałem praktykę kliniczną, wierzyłem w prostą wymowę tych liczb, ale dwadzieścia lat pracy z mężczyznami i ich rodzinami doprowadziło mnie do przekonania, że zagadnienie depresji jest w rzeczywistości bardziej złożone. Depresję mężczyzn otacza w naszym społeczeństwie przeraźliwa zmowa milczenia, rodzaj kulturowego tabu. Jak na ironię, te same czynniki, które przyczyniają się do depresji, sprawiają, że jej nie dostrzegamy. [Fragment tekstu]